Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 sierpnia 2015

6. Wszyscy możemy być filologami...

...a później inni przez to cierpią.

Od jakiegoś czasu filologia angielska jest jednym z popularniejszych kierunków studiów. Pomijając NKJOs, które są w likwidacji, anglistyka oferowana jest praktycznie na każdym uniwersytecie... i nie tylko. W moim pięknym mieście są trzy! anglistyki: dwie na uniwersytetach, i jedna, co prawda tylko licencjacka, na Wyższej Szkole Myszki Miki (czy tam innego Kaczora Donalda). Prowadzona tak czy siak głównie przez pracowników dwóch pozostałych anglistyk. Bądź co bądź, każdego roku kolejne osoby zostają Bachelorami & Masterami tegoż zacnego kierunku. Oczywiście, nie każdy licencjat kontynuuje studia magisterskie. Po co studiować anglistykę?
Mój kierunek dumnie nazywa się "filologia angielska, specjalizacja nauczycielska". Nie każdy zamierza zostać nauczycielem. Ba, na licencjacie wiele osób było wybitnie obrażonych, ponieważ MUSIELI. ODBYĆ. PRAKTYKI. NAUCZYCIELSKIE. Halo!!! To po co rekrutujecie się na studia nauczycielskie...? Od bardzo wielu osób słyszało się, że nie zamierzają uczyć. Jasne, żeby uczyć, trzeba coś UMIEĆ. Te osoby w większości nie dotrwały daleko.
Oczywiście, nawet po filologii angielskiej, spec. nauczycielska, nauczycielem być koniecznie nie trzeba. Ale trzeba zacisnąć ząbki i znieść kolejne praktyki, obronić się i śmiało, świat zmywaków stoi otworem. Bo nie każdy po filo, nie chcący zostać nauczycielem, jest w stanie obrać sobie inną ścieżkę kariery, chociaż znam ludzi, którym udało się to świetnie, a anglistyka otworzyła drzwi do innych pasji. ;)
Czasem po prostu mam wrażenie, że wielu studentów anglistyki to randomowi ludzie, na zasadzie "lubię anglika, dostałam pionę z klasówki i czwórę plus z testu całorocznego, zdam se maturę i pójdę na filologię, będzie darmowy kurs języka". A na filologii co. Historia UK???? Literatura??? DYDAKTYKA? A po co mi to???? Rok temu, na początku roku akademickiego, usłyszałam w autobusie rozmowę dwóch dziewczątek; jedna żaliła się drugiej, że przyszła podszkolić angielski na filologię, a tu kuźwa, wykład po angielsku - nie zrozumiała słowa, a inni coś nawet notowali! Ale lipa...
Jak byłam na pierwszym roku, na samym początku, pamiętam że dla niektórych osób nie istniała końcówka "s" w 3. os. l. poj. Present Simple. Prowadzący zajęcia, oddając nam kolokwia, był załamany. Hasło "Past Perfect" mówiło niektórym tyle co Sri Dżajawardanapura Kotte (stolica Sri Lanki). I z 180 bodajże osób na listach przyjętych, licencjat obroniło z 70. 
Trzeci rok studiów był fajny, zostały osoby, które wiedziały, po co studiują, człowiek się nie denerwował głupotami, no ale dzięki wspaniałemu systemowi bolońskiemu czwarty rok był znowu "pierwszym rokiem". Tylko te osoby na IV roku ktoś wcześniej przepuścił z dyplomem ukończenia studiów! Z uprawnieniami do nauczania! Niestety, w ciągu roku wyszło na jaw, jak kształcą różne uczelnie. W szczególności NKJOs, niestety. Oczywiście nie "hejtuję" teraz kolegiów, na pewno wielu absolwentów kolegiów jest lepszymi nauczycielami od absolwentów anglistyk (i odwrotnie), ale piszę teraz z autopsji. I nawet z opinii samych studentów po NKJOs, którzy byli w szoku: "to wy tak płynnie mówicie? Nie szukacie słów?". A jak mamy mówić...? 
Na zajęciach z pisania esejów pani prowadząca pokusiła się o zbiórkę najciekawszych błędów. I tak studenci studiów magisterskich, posiadający uprawnienia do nauczania języka, pisali: "I writing". "It not do". "I can not". I tym podobne błędy. 

Ale teraz mnie to nie dziwi. Przywołując wspomnienie z sześciotygodniowych praktyk w gimbazie na trzecim roku... Pani opiekunka na tablicy napisała wielkie, radosne "panctual". No panktualny ktoś był, co nie. Można robić literówki, jak się szybko pisze na komputerze, i nie robi się tego oficjalnie. Takie jest moje zdanie. A "panctual" na środku tablicy razi w oczy każdego, kto choć trochę zna angielski. Przy czym ta sama pani była wielce oburzona, że w podręczniku, którego używała w liceum - bo to był zespół szkół - (nazwy podręcznika nie pamiętam... haha) napisane było w tabeli nieregularnych "ride-rode-rode". Czyżby autor też popełnił "literówkę"? :)

Wkrótce kolejne praktyki. Ostatnie! W końcu nikogo nie interesuje odbębnione 108h w gimnazjum dwa lata wstecz - siatka studiów w międzyczasie się zmieniła, licencjaci nie mają upoważnień na gimbazjum (my, jako ostatni rocznik, mieliśmy), a więc "odbębniają" na magisterce. My zresztą też, żeby się nie nudziło. Jak dobrze liczę to są nasze ósme praktyki nauczycielskie w ciągu pięciu lat studiów. :)

2 komentarze:

  1. Ja na praktykach akurat trafiłam na takie ticzerki, które mnie wiele nauczyły - może to ja miałam szczęście, a może to Ty miałaś pecha ;) Jak się inni wypowiedzą, to się dowiemy :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ticzerka na tych opisywanych była bardzo zmęczona życiem i swoją pracą, także "niech pani sprawdzi 30 zeszytów ćwiczeń, po dwa unity" to była norma :D

    OdpowiedzUsuń