Szukaj na tym blogu

środa, 19 sierpnia 2015

2. It's Helen Doron, b***h!

Nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam. :)



 
Helen Doron. Wszystko przez nią.


Tym razem będzie o moim doświadczeniu z marką Helen Doron. Metoda znana, rozpowszechniła się praktycznie na całym świecie.

Cytując za oficjalną, polską stroną internetową HD: "Uczniowie wychodzą ze szkoły zadowoleni i weseli. Nie mogą się doczekać kolejnych zajęć."

Pewnego razu opiekowałam się praktykantami z zagranicy, którzy mieli przeprowadzić krótkie prezentacje w jednej z lubelskich filii HD. Nie byłam im potrzebna do tłumaczeń i pomocy w zajęciach, jak w przypadku przedszkoli i szkół, więc czekałam grzecznie na korytarzu. Nagle jedna z dziewczynek wyleciała z sali i schowała się pod biurkiem w korytarzu. Ryczała jak bóbr. Chciała iść do domu, ale niestety, tata kazał jej siedzieć. Lat z osiem.

Inny chłopiec, na oko trzy-czteroletni płakał po polsku do taty, który konsekwentnie mówił do niego po angielsku. Im więcej angielskiego chłopak słyszał, tym głośniej zawodził. M.in. że ma dość tej zabawy w angielski.

Ale nie o tym miał być post.

Od dłuższego czasu obserwuję ciekawą tendencję rekrutacji do pracy w szkołach HD. Otóż zazwyczaj "Szkoła językowa" szuka nauczycieli, na "dobrych warunkach finansowych". Oczywiście w ogłoszeniu o szkoleniu cisza, ale to nie jest dziwne. Dziwne jest to, że nie tylko w ogłoszeniu, ale nawet zapraszając na rozmowę kwalifikacyjną rekruterzy nie podają nazwy szkoły. Nawet po dopytaniu - cisza w słuchawce. Rok mamy 2015, więc problemem już nie jest wyszukanie szkoły po adresie. Czyżby bali się, że nazwa HD odstraszy już na wstępie?

Szkoda też, że informacja o płatnym szkoleniu jest podawana mimochodem, na końcu rozmowy. Szkoda też, że większość placówek HD wymaga od potencjalnego nauczyciela samodzielnego opłacenia kursu. Bez gwarancji zatrudnienia.

Osobiście metoda HD nie podoba mi się od kiedy tylko się z nią zaznajomiłam, aczkolwiek budzi moją niechęć głównie przez to, co zaobserwowałam w jednej z placówek. Oprócz tego uczyłam kiedyś dziewczynę, dorosłą już, która dawno, dawno temu uczęszczała do Doron. Jak sama przyznała, kasa wywalona w błoto. Umiała wiele słów, których znaczeń nawet nie znała w polskim, ale nie umiała się porozumieć. A jak zaczęła się uczyć angielskiego w szkole, to zapomniała niepotrzebnych słów. Ot, Doron. 

Chciałabym kiedyś spotkać osobę, która z autopsji będzie mogła mi przyznać, że uczyła się metodą HD i tylko i wyłącznie dzięki temu płynnie mówi po angielsku. Brzmi jak utopia. ;) Poleciało hejtem, ale może miałam pecha? Może ta super metoda jest naprawdę trafiona? Ja dziecka bym nią nie skrzywdziła, ale pani Doron ponoć zbiła małą fortunkę.

3 komentarze:

  1. + do dziś trzymają raz wysłane dane. kto nie skacze - ten z policji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć ;) Fajnie się czyta Twojego bloga. Ja miałam styczność z tą metodą, kiedy podczas drugiego roku studiów pracowałam w szkole językowej. Dostałam jedną grupę "pod" HD. Grupa dzieci w wieku 7-8 lat, jako że nie było jak zrobić im lekcji 2x 45 minut to zrobili 1x 90 minut o godzinie 18.30 w piątek! Dzieciaki grymasiły, metoda mi tak zawadzała, że aż miałam skurcze żołądka przed każdą lekcją. Dzieci zaczęły w końcu płakać, że "chcą normalny angielski" ...a ja zebrałam opierdziel, że widocznie robię coś źle. Wspominam ten czas koszmarnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, to o czym piszę, to też było jakoś 18.30 w piątek, dzieciaki marudziły, i były najszczęśliwsze wychodząc z lekcji ;) masakra.

      Usuń