Szukaj na tym blogu

środa, 7 października 2015

11. Technologia tak ma.

Nauczyciel - dziecko technologii?...

Technologia (się) rozwija. Obserwuję ciekawe zjawisko; wchodzę do autobusu, idę ulicą, idę korytarzem uczelni, wszyscy wgapieni w smartfony, nie patrzą, czy coś jedzie po ulicy, czy nie idą "pod prąd". Technologia otacza nas już do tego stopnia, że nie da się tego odwrócić. A czy może być gorzej? Pewnie tak, okaże się wkrótce.

Kiedyś lekcja angielskiego wyglądała nieco inaczej. Kiedyś, jeszcze tak niedawno, głupie płyty CD były rarytasem. Gdy w podstawówce uczyłam się niemieckiego, do podręczników mieliśmy dołączane standardowe kasety magnetofonowe (płatne dodatkowe 11 złotych!) z okropnymi żabami na okładce. Das Deutschmobil. Es gefällt mir nicht, nein. Deutsch macht kein Spaß. Tak myślałam całe gimnazjum, w którym uczyłam się tylko angielskiego. Później okazało się, że niemiecki w sumie jest fajny, bo zajęcia w liceum były nieco bardziej urozmaicone. But still, to jeszcze nie była TA technologia.

Mój pierwszy kontakt z tablicą interaktywną miał miejsce około trzy lata temu, przy okazji odwiedzin mojej dawnej podstawówki. Oprogramowanie do starych Stepsów bodajże. Pomijam, że nie pałam miłością do tej książki. Lekcja była fajna, a dzieciaki chętne do pracy. BO TABLICA. Ponieważ była to lekcja mojej nauczycielki, miałam porównanie lekcji sprzed 10 lat. Wniosek? Tamta była dla mnie fajniejsza. Kobieta była złotem; w podstawówce przerabialiśmy podręczniki do gimnazjum (tak, jeszcze można było). Bodajże Say Yes!. Naszym największym "wow" na angielskim była whiteboard (wtedy jeszcze rarytas). Babka dwoiła się i troiła, a angielski był ulubionym przedmiotem 90% klasy. Kartkówka z 150 nieregularnych w 6 klasie? Da się. Nikt nie chodził na korepetycje. NIKT.

Uczę w dwóch szkołach językowych. [N]iebo a [Z]iemia.
N: interaktywne tablice z dostępem do Internetu, pdfami i itoolsami do książek; kręgosłup może trochę odpocząć od noszenia podręczników i płyt. No fajnie w sumie. Czasem się to ustrojstwo wiesza na listeningu, ale obok jest magnetofon, a płyta pod ręką.
Z: stary, połamany magnetofon ledwo zipie, bo "dostaje" pyłem z kredy. A ja się chyba nabawię pylicy. Poza tym ktoś przespał reformę szkolnictwa, dzięki czemu 6-latki uczą się książki dla 7-latków (stara pierwsza klasa). Pomimo, że tytuł dla 6-latków z tej serii istnieje.

Ale technologia bywa zawodna.... Wyobraźmy sobie przerwę w dostawie prądu. Lekcja w N jest praktycznie nie do przeprowadzenia (na sucho - tak, zakładając, że akurat wzięłam książki, no ale akurat je noszę), niestety nic nie zapiszę na tablicy, bo jest zależna od prądu. Przewaga Z? Kreda jest przynajmniej tania. ;)

A teraz już tak całkiem poważnie. Nauczyciel może się dwoić, troić, przygotowywać wycinanki, naklejki, pieczątki, rysunki, kolorowanki, speakingi, wymyślne icebreakers lub inne fajne activities. Z "nienowoczesnej" szkoły uczniowie prędzej czy później uciekną! Nowe pokolenia są urodzone na technologii, ze smartfonem w ręku. Taka prawda, niestety. A co najbardziej boli? Jak cały rok się starasz, przygotowujesz lekcje, widzisz efekty, a za rok grupy nie ma, a od rodziców słyszysz, że no cóż, poszli do konkurencji, bo dzieciom było głupio przed rówieśnikami, że w XXX "nic nie ma", więc woleli wozić je trochę dalej, do nowoczesnego YYY...

A mi jak głupio, jak chcę pośpiewać z dziećmi, a mój supermagnetofon wyłącza się sam po 10 sekundach piosenki, bo mucha nad nim przeleciała. Jest mi smutno. Ale niestety nie wyobrażam sobie spaceru do pracy z własnym laptopem, torbą z 9 książkami i trzema zestawami płyt, teczką z materiałami itd. Never.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz