Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 28 września 2015

10. Naklejki (nie)motywacyjne?

Czyli jak motywować dzieciaczki, żeby chciały się skubane uczyć. :)


Ogólnie nie jestem fanką ciućkania nad dzieciaczkami, jakie one słodziutkie i kochaniutkie, że chcą chłonąć wiedzę. Łaski naprawdę nie robią nikomu. Nie można wymagać od dziecka, żeby rozumiało, że "to mu się przyda", ale sytuacje, w których dziecko ryczy, że musi iść na angielski i na jedną godzinę musi odłożyć smartfona/tablet/cośpodobnego? Nieeee..... Kiedy bezceremonialnie odbiera sobie telefon na mojej lekcji? Nieeeee..... A telefonu zabrać nie mogę, bo kradzież. :) NO I SAMA PANI UŻYWA (szkoła nie wyposażyła mnie w "a clock", a dawno wyrosłam z zegarków na rękę, no i zostaje telefoniczny...)

"Za moich czasów", jeszcze w latach '90, gdy w sali był magnetofon i kaseta (czuję się  teraz jak dinozaur) :))) nasza Pani od Angielskiego wpadła na dwa genialne pomysły: pierwszym były "okejki" za osiągnięcia na lekcji (stawiane na marginesach, czerwone OK, pięć takich okejek to piątka) - dobrą odpowiedź, aktywność. Druga to maskotki - w naszej grupie był to akurat Diabeł :) - za grzeczność. Czyli uczeń, który był najgrzeczniejszy na lekcji, najlepiej pracował, najbardziej się skupiał itd. otrzymywał Diabła do następnej lekcji :) Najgrzeczniejsza osoba w skali roku brała na wakacje! Raz to byłam ja ;)))) Dwa w jednym, zbieranie okejek = motywacja do nauki, Diabeł = zero problemów z dyscypliną. Maskotki przez trzy lata nie zaginęły, każdy dbał, pilnował jak największego skarbu. A pracowaliśmy na dość trudnej książce Way Ahead (w pierwszej klasie!), poziomowo do czwartej klasy, bo wtedy jeszcze angielskiego nie było w pierwszych klasach; dzisiaj przecież rodzice, uczniowie i wszyscy inni mądrzy ludzie by się zapłakali - dzieci musiały wtedy PISAĆ!!!!

Niestety, czasy się zmieniły. Starszych uczniów motywuję pieczątkami like/dislike (wychowani na FB....), działa to cuda, dislike lubią oglądać z daleka, może  to ten odstraszający, czerwony kolor... ;) Młodsi kochają za to naklejki. Ale uwaga! Nie każdy lubi to samo.

Rok temu ja i koleżanki z pracy zostałyśmy zaopatrzone w pokaźną porcję naklejek motywacyjnych. Znaczy, prosiłyśmy o motywacyjne, a dostałyśmy naklejki. Różne. Przeróżne. Kucyki Pony niektórym się podobały, Smurfy i Barbie wyszły z mody. Pieski i kotki dalej świecą triumfy. Udało mi się nawet rozdać brokatowe owocki.

W tym roku zauważyłam, że koleżanka dostała pakiet brokatowych pistoletów i karabinów.

CZY WOBEC TEGO MOŻNA MOTYWOWAĆ DZIECKO BROKATOWYM PISTOLETEM?

Szefowie chyba czasem się nie zastanawiają nad niczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz