Szukaj na tym blogu

piątek, 11 września 2015

8. Dlaczego nie cierpię uczyć dorosłych?

Zawsze myślałam, że nie lubię dzieci. Nie w tym przypadku.



Uczę w większości dzieci. Na zajęciach indywidualnych najlepiej pracuje mi się z klasami 4-6 i licealistami (dobra, to już nie dzieci). W szkole językowej wolę dzieci z klas 1-3. Czasem sama czuję się jak dziecko, może to dlatego. :P Ale nie lubię też się ograniczać, ani cofać językowo, lubię też wyzwania, więc pewnego dnia zdecydowałam, że "spróbuję" z dorosłymi. Od tego dnia miałam kilku dorosłych uczniów... i dalej uważam, że to masakra.

Przypadek nr 1: pani, która chciała przygotować się do zmiany pracy. Czekał ją anglojęzyczny proces rekrutacyjny. Uczyłam ją przeszło miesiąc, podczas którego nie byłam w stanie dowiedzieć się, w jakiej branży zamierza pracować! Wg Pani było to kompletnie nieistotne, a ja nie mogłam przemycić przydatnych materiałów. Nic to. Pani chciała ćwiczyć mówienie, bo była nieśmiała, jednak na żaden temat nie miała zdania. Ba, o własnym wyglądzie umiała wydukać, że ma długie, jasne włosy, no i ona nie wie co więcej powiedzieć. Hobby i zainteresowań też brak. Później wyznała mi  przez telefon, że nie jestem dla niej odpowiednim nauczycielem. Ona szuka kogoś, kto ją nauczy mówić. Chyba miała na myśli kogoś, kto jej przygotuje gotowe odpowiedzi, bo ona nie potrafiła sklecić zdania po polsku. :(

Przypadek nr 2: pan, który chciał konwersować. Angielski na poziomie średniozaawansowanym... tylko nie wiem wg jakich norm, dla mnie to było mocne A0. Wprawdzie rozumiał pojedyncze słowa, czasem nawet znał znaczenie phrasalu, ale nie był w stanie stworzyć jednego poprawnego zdania, miał gigantyczne braki w słownictwie. Oznajmił mi jednak, że on nie będzie kuł słówek, a jakiekolwiek próby uporządkowania gramatyki skwitował agresją, że on chciał konwersacje. Dobrze, myślałam, że jakoś go naprostuję w trakcie. Zobaczył materiały stymulujące... Kolejna agresja! On nic nie będzie czytał ani oglądał obrazków, mam z nim prowadzić dyskusję. Niestety, każdy temat dyskusji był głupi, płytki, nudny, nieciekawy bądź "I don't know" na ten temat.

Przypadek nr 3: Miałam sporą przerwę w "dorosłych", ale zgodziłam się. Trafiła mi się dziewczyna, która zainteresowana była przygotowaniem do Firsta. Godzina tygodniowo.  No dobra, założyłam, że cośtam wie, skoro jest przekonana, że godzina jej wystarczy i rok, żeby go dobrze zdać. Przez miesiąc nie była w stanie kupić podręcznika, jak dowiedziała się, jakie są ceny Firstowych, stwierdziła, żeby pracować na książce pod stare, dobre FCE, na co przystałam, bo tak naprawdę ewentualne zmiany pod kątem nowego certyfikatu można zrobić bliżej sesji egzaminacyjnej. Laska w szoku, że nie ma list słówek z tłumaczeniami, tylko jakieś głupie, długie czytanki. Okazało się, że nie jest w stanie bez przygotowania powiedzieć nawet jak się nazywa i gdzie pracuje. Wydawała się jednak mocno zmotywowana, co mnie w sumie ucieszyło, bo widziałam, że jej zależy. Dwie godziny przed kolejną lekcją odwołała ją na prawie 2 miesiące tłumacząc, że ma sezon urlopowy. Poprosiła o rezerwację terminu. Hehehe. :)

Przypadek nr 4: młoda pani, która robi karierę, a angielski zna nieźle, jednak bardzo chciałaby umieć płynnie gadać, żartować, small talk etc. Dużo wyjeżdża na krótkie tripy zagranicę i chce po prostu poćwiczyć lekkość językową. Umawiała się ze mną na 2-3 spotkania w tygodniu przez 3 miesiące, później raz (za 3 miesiące miała mieć ważny wyjazd po Europie). Zgodziłam się, bo mieszka praktycznie obok. Zapłaciła za dwie lekcje z rzędu, dziękując mi, że w życiu tak świetnie się jej nie gadało po angielsku i że zaczęła w siebie wierzyć. Pięć kolejnych razów odwołała przepraszając natłokiem zajęć w pracy. Poprosiłam, żeby dawała znać wcześniej. Przepraszała serdecznie i obiecała, że się "poprawi". To było jakiś miesiąc temu. ;)

Przypadek nr 5: podobny, sprzed około roku; laska chciała kilka lekcji na rozgadanie przed październikowym wyjazdem Last Minute ze znajomymi. Nie było ciężko, niezła była, wyszła nam fajna dyskusja, naprawdę byłam zadowolona. Była zainteresowana, podrzuciła mi parę propozycji. Cztery następne lekcje odwołała 15-20 minut wcześniej, ostatnią za pomocą wiadomości "cześć, nie potwierdzałam dzisiejszej lekcji". Zapłaciła za dwie z góry. :)



Oczywiście nie byli to moi wszyscy dorośli, bo w tym wszystkim trafiały się osoby, które uczyłam tyle, ile miałam albo nadal uczę, ale regułą jest robienie sobie przerw, słomiany zapał i nieprofesjonalne podejście. Rodzic dzieciaka pilnuje, bo sam nie musi się uczyć. Ale jak przychodzi co do czego, to lenistwo bierze górę. Zawsze, zanim zdecyduję się uczyć dorosłego, zastanawiam się kilka razy. I tak już chyba zostanie.

1 komentarz:

  1. Haha, znam podobne akcje z autopsji! :P Świetny blog, zaglądam regularnie :) Pozdrawiam - koleżanka po fachu :)

    OdpowiedzUsuń